Jak to się zaczęło?
Rok 2013. Było sierpniowe, upalne popołudnie. Siedziałam z kubkiem mrożonej kawy na balkonie. Za kilka dni mieliśmy wyjechać ze znajomymi w góry, a ja obmyślałam co spakować do plecaka.
Stwierdziłam, że przydałyby się nam podróżne kubki - takie, które nie potłuczą się przy pierwszym upadku.
W szafce miałam dwa stare emaliowane modele z dzieciństwa: jeden w kolorowe kropki, a drugi w gąski (tak, jestem ogromnie sentymentalna i trzymam w domu mnóstwo takich skarbów ;). Przypomniały mi się ręcznie malowane garnki z amerykańskich, podróżniczych filmów. Przeczesałam internet i nie znalazłam na polskim rynku nic interesującego. Serduszka, groszki i kurczaki dominowały. Modele, które trafiły w mój gust można było zamówić zza oceanu, ale ich cena (95 dolarów z przesyłką za kubek) była dla mnie nieosiągalna.
Na drugi dzień miałam spotkanie w centrum Warszawy. Po drodze wstąpiłam do sklepu plastycznego na Mazowieckiej. Kupiłam farbki do wypalania oraz markery industrialne. W sklepie z garnkami zaopatrzyłam się w kilka gładkich, białych kubków. Wieczorem, gdy synek zasnął wzięłam się za projektowanie wymarzonych modeli.
Do zdobienia kubków wykorzystałam swoje projekty tatuaży, które wykonywałam podczas studiów (ilustracje przygotowywałam pomiędzy wykładami, byłam wówczas zafascynowana techniką dot work, twórczością Kamila Czapigi i Bartka Wojdy).
Na wyjeździe rozdałam projekty swoim znajomym. Wszyscy z zaciekawieniem pytali gdzie je kupiłam. Gdy dowiedzieli się, że przyozdobiłam je sama, zaczęli ze śmiechem zachęcać do otwarcia manufaktury.
W 2014 roku zaprezentowałam je po raz pierwszy na swoim instagramie. Ku mojemu zaskoczeniu odzew był niesamowicie pozytywny. Zaczęło napływać coraz więcej pytań z możliwością zakupu.
W 2015 roku odkryłam technikę kalkomanii emalierskiej i do sprzedaży trafił pierwszy model mojego autorskiego projektu. Emaliowany kubek „All good things are wild and free” z ilustracją lasu na dnie. Nazwany potocznie przez klientów „leśnym kubeczkiem”. Kilka miesięcy później powstał także czarny model „Life is a journey” oraz brązowy „The mountains are calling and I must go”.
Mam nadzieję, że moje produkty będą Wam towarzyszyć w wielu niezwykłych wyprawach, a czas spędzony na rozmowach ze znajomymi przy wspólnej, plenerowej herbacie przyniesie wiele dobrego.
By obcować z naturą nie trzeba wydawać ogromu pieniędzy i wyruszać na koniec świata. Piękno i przygoda kryje się tuż za rogiem. Należy tylko odpowiednio patrzeć.
P.S. Cieszę się, że jesteście tu ze mną! :)
Paulina Ostrowska
Absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim (specjalność: fotografia prasowa, reklamowa i wydawnicza) oraz 3-letniego Studium Fotografii Związku Polskich Artystów Fotografików. W latach 2006-2009 związana z warszawską szkołą rysunku architektonicznego "Perspektywa". Kobieta alternatywna. Outsiderka. Góromaniaczka. Zakochana w podróżach, naturze i szeroko pojętej sztuce intermedialnej. Biegnąca z wilkami... za głosem swojego serca.